Jesień kojarzy mi się z zapachem mokrych liści, ognisk
migających tu czy tam i z zapachem powideł śliwkowych wypełniających cały dom.
To czas kiedy chce się zachować jak najwięcej późno letnich dobroci, które lada
moment się skończą. Zamykam wtedy w słoiki co się tylko da: dynię, pomidory no
i śliwki. Jesienne wekowanie nie może się bez nich obejść. Zazwyczaj robię
powidła śliwkowe sauté,
bez żadnych dodatków. Ale aby urozmaicić sobie zimowe wieczory w powidłach
lądują często także inne dodatki, tak jak na przykład czekolada, która przenosi
je w inny wymiar. Zresztą spróbujcie sami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja od kiedy tylko pamiętam zawsze lubiłam powidła śliwkowe. Po przeczytaniu tego wpisu narobiłaś mi strasznej ochoty aby znów ich spróbować. Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś na szybko jakieś kupic :)
OdpowiedzUsuń