środa, 23 stycznia 2013

DARK RESTAURANT.

Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić wszechogarniającą, nieprzeniknioną ciemność ? Raczej nie, trzeba to poczuć na własnej skórze. Ciemność powodująca brak poczucia przestrzeni, nie taką widzianą w nocy, gdy rozświetlają ją latarnie lub gwiazdy. Jest to bardzo dziwne, gdy wchodzisz do pomieszczenia i nagle widzisz, a raczej nie widzisz już nic. Wydaje ci się, że znajdujesz się w jakimś tunelu w którym nagle ściany zaczynają przesuwać się w twoją stronę i zmniejszać przydzieloną ci przestrzeń. Ale za to zaczynasz słyszeć więcej (możliwe że to przez to, że nagle wszyscy współtowarzysze zaczynają mówić podniesionym głosem) i czuć więcej. Zmysły szaleją, bo nagle muszą zastąpić jeden z najważniejszych - wzrok. I w takiej atmosferze, ciemności i dezorientacji warto polegać na smaku, zwłaszcza jeśli znajdujemy się w restauracji. Taką oto przygodę przeżyliśmy ostatnio razem z grupą Wielkopolskich Blogerów w poznańskiej DARK RESTAURANT, dzięki uprzejmości właściciela oraz obrotności naszej koleżanki Moniki z PIN UP COOKING LOOKING.


Ale może od początku. Poznańska Dark Resturant jest jedną a czternastu na świecie restauracji tego typu, czyli takiej w której dania spożywa się w całkowitej ciemności. Najbliższe znajdują się w Berlinie oraz Pradze. Każda ma jednak swój niepowtarzalny sposób na serwowanie dań. W poznańskiej tak naprawdę nie wiesz co znajdzie się na twym talerzu. Podajesz tylko wytyczne czego na pewno nie zjesz i na co jesteś uczulony, resztę wybiera za ciebie szef kuchni i uwzględniając twoje preferencje wyczarowuje dania. Do wyboru jest kilka zestawów. My mieliśmy do wyboru dwa: MOOD lub BIZZARE. Część osób zdecydowała się na Bizzare, a zaznaczam że jest to zestaw dla hardcorowców :)))). Ja także po długim zastanawianiu się podjęłam odważną decyzję, która była trudna ze względu na obejrzenie wcześniej grafik w Google pod hasłem Bizzare. I powiem Wam, że w ogóle nie żałuję. Choć przerażała mnie myśl, że na moim talerzu wylądują jakieś karaczany lub inne robale, stwierdziłam że nie lubię potem żałować że czegoś nie zrobiłam i podjęłam wyzwanie. I bardzo się cieszę z tego faktu. Choć gdy w ciemności wylądowała przed mną przystawka moja odwaga opuściła mnie na chwilę, zwłaszcza gdy wymacałam na talerzu coś niezidentyfikowanego, jak mi się wtedy wydawało. Bo naprawdę w totalnej ciemności wyobraźnia płata figle i zwykły kapar wydaje się nie wiadomo czym. Także powiedziawszy sobie, że przyszłam tu po to aby wszystkiego spróbować, skosztowałam "niewiadomo czego" i jakie było moje zdziwienie że to tylko kapar. Naprawdę bardzo fajne jest uczucie gdy jesz potrawę której nie widzisz i rozpoznajesz dany smak. Oprócz przytoczonego wcześniej kapara na moim talerzu ulokowane były tosty z musem z wątróbek gęsich z dodatkiem (o zgrozo!!!) mózgu wieprzowego i to wszystko zwieńczone konfiturą z czerwonej cebuli z octem balsamicznym. W sumie nikt z nas nie rozpoznał, że w składzie znajduje się ów mózg, przeważające w smaku były wątróbki.


Danie główne natomiast było bycze, dosłownie ponieważ zaserwowano nam bycze jądra w tempurze na bananach smażonych z czosnkiem i do tego soczewica z miętą. No i tu moja wyobraźnia także mnie nie zawiodła, bo wyobraźcie sobie że dotykacie kawałków banana w ciemności, wrrrr. Dopiero próbując, po małej walce z sobą, stwierdziłam że to banan i czosnek. Nie omieszkałam także spróbować robaków (!!!),a  dokładnie larw mącznika młynarka z talerza koleżanki, która także zdecydowała się na zestaw Bizzare. I mogę  Wam powiedzieć z ręką na sercu, że robale wcale nie są takie złe jak nam się wydaje.
Po zjedzonym posiłku zostaliśmy przestransportowani za pomocą ramienia pana kelnera z noktowizorem do oświetlonej sali. Tam mieliśmy spotkanie z szefem kuchni Radkiem Nejmanem oraz jego ekipą i możliwość zgadywania menu. Chyba poszło nam całkiem nieźle.
Także podsumowując tą naszą przygodę, powiem Wam że było naprawdę warto doświadczyć czegoś takiego i zdecydować się na Bizzara. Bo tak naprawdę gdybym była w restauracji i miała bym się sama zdecydować na mózgi, bycze jądra czy robaczki pewnie bym tych dań nie spróbowała. A tak mam to za sobą i przekonanie, że jeśli chodzi o kuchnie to nie ma się co nastawiać, że się czegoś nie lubi lub nie zje bo jest robakiem. Tak naprawdę wszystko siedzi w głowie i wydaje mi się że przy dobrym nastawieniu (i nie widzeniu co się je) można zjeść naprawdę wszystko, no dobrze może prawie wszystko. A i nie zraźcie się daniami które ja jadła, jeśli nie macie ochoty na eksperymenty wystarczy zamówić inny zestaw, tam na pewno robali nie będzie. I może jeszcze Wam poradzę, że nie ma co jeść sztućcami, ponieważ jest to dość trudne w ciemnościach, na stole stoją miseczki z wodą w której można umyć ręce. Warto także wybrać się duża ekipą, ponieważ fajnie się rozmawiam (a raczej krzyczy) gdy obok siedzi dużo osób. Na koniec dziękuję właścicielowi, Monice i wszystkim towarzyszą, jak zawsze bardzo miło było z Wami spędzić ten wieczór w takim miejscu.

9 komentarzy:

  1. Niezwykłe doświadczenie!
    Do Poznania mam niedaleko, więc może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, Fajna relacja - było super, potwierdzam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam w tej restauracji kilka lat temu, to naprawdę niesamowite uczucie jeść po ciemku:-), ale mi się chciało płakać ze strachu dosłownie:-). Kolacja oczywiście zakończyła sie z uśmiechem na mej twarzy i współbiesiadników, ale drugi raz nie chciałabym tego przeżyc:-).
    Świetnie opisałaś swoje przeżycia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki :) ja już drugi raz tam powróciłam i myślę, że nie ostatni :)

      Usuń
  4. w ciemności nasze zmysły szaleją jak kompas na biegunie. Zimna krew i oooogromne zaufanie do kucharza niezbędne :) Podziwiam i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, świetna relacja.
    Musze kiedyś doświadczyć takich przeżyć, bo jak na razie jestem bardzo sceptyczna. To wspaniałe dla kucharza, móc podać gościom to co tylko chcesz a nie realizować zamówienie z karty. W restauracji ważny jest wystrój, oświetlenie i całe otoczenie. Wyłączenie zmysłów na te szczegóły, to niezwykłe udogodnienie dla właścicieli i pracowników. Z drugiej zaś strony uaktywnienie zmysłu smaku i dotyku musi być niezwykłe...

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW! Niesamowite przeżycie, choć nie wiem czy bardziej kulinarne czy happeningowe... Ale za to zmysły szaleją bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE POZOSTAWIONE MIŁE SŁOWA:)

TOP