czwartek, 7 stycznia 2016

WŁOSKA PRZYGODA.

"Lepiej późno niż wcale" to hasło niestety towarzyszyło mi w zeszłym roku zbyt często. Relacja z naszej włoskiej wyprawy czekała w kolejce już od dawna, ale nie chciałam pisać jej w zamieszaniu końca roku. Wolałam poczekać na spokojniejszy czas, który nareszcie nastał. W blogowaniu, co często powtarzam najbardziej lubię niewiadomą dnia następnego. Budząc się rano nigdy nie wiem co nowego mnie spotka i tak też był z tą wyprawą.


Ale może od początku.... Może ktoś pamięta, że we wrześniu wzięłam udział w konkursie zorganizowanym przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości pod patronatem ekspertów z Magazynu Usta. Razem z dziesiątką polskich oraz dziesiątką włoskich blogerów zostaliśmy wytypowani do wzięcia udziału w konkursie kulinarnym. W ramach konkursu dostaliśmy wielką paczkę świetnych polskich produktów które miały nas zainspirować do stworzenia pysznych i niebanalnych przepisów na śniadania, przystawki lub zupy, dania główne oraz desery. Moje dania znajdziecie TU, TU, TU oraz TU. Musze się pochwalić że mój JESIENNY TORT PRALINOWY został wyróżniony przez ekspertów z Magazynu Usta. Niestety nie udało mi się wygrać żadnego z etapu konkursu. Pogodziłam się już z myślą że nie pojadę jesienią na włoską wycieczkę, ponieważ to ona była nagrodą w konkursie, gdy dostałam telefon z pytaniem czy nie pojadę jednak na konkursowym wyjazd. I tak oto razem z MAGDĄ, TOSIĄ, CZOSNKOWĄ ANIĄ oraz KASIĄ zaczęłam naszą włoską przygodę.




Po wylądowaniu w Bolonii, wsiedliśmy do busa kierowanego przez Włoszkę Patrycię, która niewzruszona wiozła nas po włoskich drogach do pięknie położonego gospodarstwa agroturystycznego CASA NUOVA. Tam czekali na nas właściciele, którzy zorganizowali nam pokaz przygotowywania domowej pasty i ravioli. Wszystkiego mieliśmy potem okazję spróbować, bo dania te oraz wiele innych zostały podane na kolację. Wszystko było niesamowicie pyszne, podane z miejscową oliwą, parmezanem i do tego miejscowe wino, które idealnie komponowało się z daniami.




Następnego dnia zaczęliśmy zwiedzanie rolniczego regionu Emilia Romania. Bardzo się cieszę że ten region został wybrany przez organizatorów jako miejsce naszej wycieczki, bo region ten zazwyczaj nie jest celem  moich wyjazdów do Włoch, a tak miałam okazję się nim zachwycić.




Zwiedzanie tego dnia zaczęliśmy od malutkiej wytwórni parmezanu, ulokowanej gdzieś między wzgórzami z pięknym widokiem na okolice. W wytwórni tej oprócz właściciela, który jest ważniejszy niż burmistrz dla okolicznych mieszkańców, pracowały jeszcze dwie osoby. W środku na wysokich regałach leżały setki wielkich kręgów parmezanu. Wspaniały widok nie tylko dla wielbicieli tego sera. Oczywiście fabrykę opuszczałyśmy z wielkimi kawałkami sera z nadzieją że upchniemy je w bagażach. 



Następnym przystankiem przed wizytą w winnicy było Castello di Torrechiara. Malowniczo położony wśród winnic zamek.





Po krótki zwiedzaniu dotarliśmy do winnicy LAMORETTI, gdzie właściciel zapoznał nas z tajnikami produkcji win. Już przy kolacji poprzedniego wieczoru nasze serca skradła miejscowa Malvasia. Podczas degustacji utwierdziło się tylko nasze uwielbienie do tego trunku i winnice oczywiście opuszczaliśmy z zapasem win, znowu martwiąc się o pojemność naszych bagaży.






Po degustacji udaliśmy się do kolejnej winnicy, ale tym razem obiektem naszego zainteresowania był ocet balsamiczny. W MEDICI ERMETE produkują go już od wielu, wielu lat. Degustowaliśmy jego trzy rodzaje 12-20 letni, 20-25 letni oraz ponad 25 letni. Każdy smakował pysznie i ciężko by mi było wybrać ulubiony. 







Na koniec dnia już zmęczeni, udaliśmy się do wytwórni szynki parmeńskiej. Jest to nie lada przeżycie dla mięsożerców, widząc w jednym miejscu takie ilości dojrzewającej szynki. Właściciel oprowadził nas po fabryce opowiadając o procesie produkcji, a raczej  o poszczególnych etapach dojrzewania. No i ten mięsny tunel, na każdym z nas zrobił wrażenie. Wieczorem w agroturystyce oczywiście czekała na nas wyborna kolacja no i dużo butelek wina.





Ostatniego dnia naszej wycieczki ruszyliśmy do Mediolanu na wystawę EXPO 2015. Na wielkim terenie pod Mediolanem każde z państw postawiło swój pawilon. "Wyżywienie planety, energia dla życia" to hasło przewodnie tej wystawy i wokół niego krążyła tematyka poszczególnym pawilonów. Nam udało się odwiedzić kilka, bo ze względu na niezliczone tłumy ciężko się było do nich dostać. Wszystkie jednak jednogłośnie stwierdziłyśmy że pawilon polski naprawdę wypadł super. Prosta i czysta bryła budynku obudowana została elementami przypominającymi skrzynki na jabłka. Na dachu znajdował się ogród obsadzony polską roślinnością łąkową. Zwiedzanie polskiego pawilonu zaczynało się właśnie od ogrodu w akompaniamencie z muzyką Wojciecha Kilara. A dalej było jeszcze wiele innych atrakcji, które zmieniały się podczas całej wystawy co dwa tygodnie.




Na koniec jeszcze zdjęcia z telefonu no i oczywiście podziękowania za wspaniałą przygodę które należą się moim współtowarzyszom czyli Magdzie z DARE TO COOK, Tosi z BURCZY MI W BRZUCHU, czosnkowej Ani z CZOSNEK W POMIDORACH, Kasi z CHILLI BITE, Ani z PARPu, Michałowi z WINDMILL, Adrianowi świetnemu tłumaczowi no i Patrici która woziła nas po włoskich szosach.

4 komentarze:

  1. o matko jakie piękne zdjęcia!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne zdjęcia. Swoją drogą napiłabym się tego wina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Też bym chciała tam być w towarzystwie tych serów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka wspaniała wycieczka, wprost idealna dla miłośników jedzenia :) Baaaardzo zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE POZOSTAWIONE MIŁE SŁOWA:)

TOP