Czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić wszechogarniającą, nieprzeniknioną ciemność ? Raczej nie, trzeba to poczuć na własnej skórze. Ciemność powodująca brak poczucia przestrzeni, nie taką widzianą w nocy, gdy rozświetlają ją latarnie lub gwiazdy. Jest to bardzo dziwne, gdy wchodzisz do pomieszczenia i nagle widzisz, a raczej nie widzisz już nic. Wydaje ci się, że znajdujesz się w jakimś tunelu w którym nagle ściany zaczynają przesuwać się w twoją stronę i zmniejszać przydzieloną ci przestrzeń. Ale za to zaczynasz słyszeć więcej (możliwe że to przez to, że nagle wszyscy współtowarzysze zaczynają mówić podniesionym głosem) i czuć więcej. Zmysły szaleją, bo nagle muszą zastąpić jeden z najważniejszych - wzrok. I w takiej atmosferze, ciemności i dezorientacji warto polegać na smaku, zwłaszcza jeśli znajdujemy się w restauracji. Taką oto przygodę przeżyliśmy ostatnio razem z grupą Wielkopolskich Blogerów w poznańskiej DARK RESTAURANT, dzięki uprzejmości właściciela oraz obrotności naszej koleżanki Moniki z PIN UP COOKING LOOKING.
Ale może od początku. Poznańska Dark Resturant jest jedną a czternastu na świecie restauracji tego typu, czyli takiej w której dania spożywa się w całkowitej ciemności. Najbliższe znajdują się w Berlinie oraz Pradze. Każda ma jednak swój niepowtarzalny sposób na serwowanie dań. W poznańskiej tak naprawdę nie wiesz co znajdzie się na twym talerzu. Podajesz tylko wytyczne czego na pewno nie zjesz i na co jesteś uczulony, resztę wybiera za ciebie szef kuchni i uwzględniając twoje preferencje wyczarowuje dania. Do wyboru jest kilka zestawów. My mieliśmy do wyboru dwa: MOOD lub BIZZARE. Część osób zdecydowała się na Bizzare, a zaznaczam że jest to zestaw dla hardcorowców :)))). Ja także po długim zastanawianiu się podjęłam odważną decyzję, która była trudna ze względu na obejrzenie wcześniej grafik w Google pod hasłem Bizzare. I powiem Wam, że w ogóle nie żałuję. Choć przerażała mnie myśl, że na moim talerzu wylądują jakieś karaczany lub inne robale, stwierdziłam że nie lubię potem żałować że czegoś nie zrobiłam i podjęłam wyzwanie. I bardzo się cieszę z tego faktu. Choć gdy w ciemności wylądowała przed mną przystawka moja odwaga opuściła mnie na chwilę, zwłaszcza gdy wymacałam na talerzu coś niezidentyfikowanego, jak mi się wtedy wydawało. Bo naprawdę w totalnej ciemności wyobraźnia płata figle i zwykły kapar wydaje się nie wiadomo czym. Także powiedziawszy sobie, że przyszłam tu po to aby wszystkiego spróbować, skosztowałam "niewiadomo czego" i jakie było moje zdziwienie że to tylko kapar. Naprawdę bardzo fajne jest uczucie gdy jesz potrawę której nie widzisz i rozpoznajesz dany smak. Oprócz przytoczonego wcześniej kapara na moim talerzu ulokowane były tosty z musem z wątróbek gęsich z dodatkiem (o zgrozo!!!) mózgu wieprzowego i to wszystko zwieńczone konfiturą z czerwonej cebuli z octem balsamicznym. W sumie nikt z nas nie rozpoznał, że w składzie znajduje się ów mózg, przeważające w smaku były wątróbki.
Danie główne natomiast było bycze, dosłownie ponieważ zaserwowano nam bycze jądra w tempurze na bananach smażonych z czosnkiem i do tego soczewica z miętą. No i tu moja wyobraźnia także mnie nie zawiodła, bo wyobraźcie sobie że dotykacie kawałków banana w ciemności, wrrrr. Dopiero próbując, po małej walce z sobą, stwierdziłam że to banan i czosnek. Nie omieszkałam także spróbować robaków (!!!),a dokładnie larw mącznika młynarka z talerza koleżanki, która także zdecydowała się na zestaw Bizzare. I mogę Wam powiedzieć z ręką na sercu, że robale wcale nie są takie złe jak nam się wydaje.
Po zjedzonym posiłku zostaliśmy przestransportowani za pomocą ramienia pana kelnera z noktowizorem do oświetlonej sali. Tam mieliśmy spotkanie z szefem kuchni Radkiem Nejmanem oraz jego ekipą i możliwość zgadywania menu. Chyba poszło nam całkiem nieźle.
Także podsumowując tą naszą przygodę, powiem Wam że było naprawdę warto doświadczyć czegoś takiego i zdecydować się na Bizzara. Bo tak naprawdę gdybym była w restauracji i miała bym się sama zdecydować na mózgi, bycze jądra czy robaczki pewnie bym tych dań nie spróbowała. A tak mam to za sobą i przekonanie, że jeśli chodzi o kuchnie to nie ma się co nastawiać, że się czegoś nie lubi lub nie zje bo jest robakiem. Tak naprawdę wszystko siedzi w głowie i wydaje mi się że przy dobrym nastawieniu (i nie widzeniu co się je) można zjeść naprawdę wszystko, no dobrze może prawie wszystko. A i nie zraźcie się daniami które ja jadła, jeśli nie macie ochoty na eksperymenty wystarczy zamówić inny zestaw, tam na pewno robali nie będzie. I może jeszcze Wam poradzę, że nie ma co jeść sztućcami, ponieważ jest to dość trudne w ciemnościach, na stole stoją miseczki z wodą w której można umyć ręce. Warto także wybrać się duża ekipą, ponieważ fajnie się rozmawiam (a raczej krzyczy) gdy obok siedzi dużo osób. Na koniec dziękuję właścicielowi, Monice i wszystkim towarzyszą, jak zawsze bardzo miło było z Wami spędzić ten wieczór w takim miejscu.